Autor: Julia Holt
Data publikacji: 23.12.2014
Tytuł: Winter Wonderland
Głowni bohaterowie: Kim Crawford, Jack Brewer
- Cade!
- A masz, zły
kosmiczny demonie! Jedz śnieg!
- Alex!
- Umrzesz z rąk
naszych wojowników!
- Cade, Alex!
Przestańcie albo nie dożyjecie obiadu!
Odgarnęłam z czoła blond grzywkę i
westchnęłam. Za jakie grzechy ja? Zrobiłam światu coś złego? Naprawdę?
Posprzątałam w pokoju, odwiedziłam ciocię i wyprowadziłam psa na spacer. Nawet
zadzwoniłam do ojca z życzeniami na Święta. Więc, na Boga (!), za co ja muszę
tak cierpieć?
Nazywam się Kimberly Olivia Annabeth
Crawford lub po prostu Kim. Mam siedemnaście lat i aktualnie próbuję dożyć do
Wigilii Bożego Narodzenia.
Moi młodsi bracia to demony w ludzkim
wcieleniu, ale.. Czy rodzice pytali się mnie o zgodę, kiedy produkowali moje
rodzeństwo? Oczywiście, że nie!
- Mama będzie zła,
kiedy dowie się, że nam groziłaś! – Alex zmaterializował się nagle obok mnie.
Pochyliłam się i wyszeptałam mu do ucha
półgłosem:
- Jeśli umrzesz,
mama nie będzie się miała od kogo dowiedzieć. A tak się stanie, jeżeli będziesz
chciał jej coś powiedzieć.
- Aaaaaa!!!
Tak, mniej więcej normalny dzień zimy.
Odwróciłam się i popatrzyłam na przeciwną
stronę ulicy. Nowi sąsiedzi właśnie się wprowadzali. Swoją drogą podziwiałam
ich za to, bo w końcu niedługo Święta, a oni postanowili przeprowadzkę.
Zobaczyłam kobietę z farbowanymi na blond
włosami, wysokiego mężczyznę, na którego łysej głowie sterczała czapka oraz
jeszcze wyższego od niego chłopaka z kasztanowymi włosami. Wzrok utkwiłam w tym
chłopaku.
Kiedy żyjesz z moim rodzeństwem, patrzenie
się na nieznajomego sąsiada, który właśnie wnosi pudła z różnymi bibelotami do
swojego nowego domu jest iście zarąbistym przeżyciem. Tylko tyle mogę dostać.
W pewnym momencie chłopak się odwrócił i
utkwił swój wzrok we mnie. Uśmiechnął się łagodnie i pomachał mi, a ja zrobiłam
to samo. Najwyraźniej nie przeszkadzał mu fakt, że jakaś obca laska wlepia w
niego gały, podczas gdy dwóch dziesięciolatków pustoszy ogródek. Skoro o nich mowa..
Nagle wylądowałam twarzą w śniegu. Cade i
Alex krzyczeli coś do siebie, a potem dostałam dwa razy śnieżką w głowę.
Zagryzłam wargę i uniosłam się łokciach, a
następnie znów zostałam przewrócona na śnieg, tym razem na plecy.
- Młodsi bracia?
Prawie dostałam zawału, mogłabym przysiąc,
że jeszcze sekundę temu nikogo tu nie było. A teraz był on. Ten chłopak z na
przeciwka, z kasztanowymi włosami, które aktualnie były rozwiewane przez wiatr.
Zauważyłam też, że ma czekoladowe oczy i naprawdę słodki uśmiech.
- Raptem siedem
lat różnicy. – odpowiadam, choć sama w to nie wierzę. Przecież nawet nie znam
jego imienia!
Szatyn podaje mi rękę, a ja w magiczny
sposób staje na nogi. Z tej perspektywy jest jeszcze słodszy.
- Jak masz na
imię? – z moich bezsensownych rozmyślań wyrywa mnie jego głos.
Nieco ochrypły, a za razem miękki i
dźwięczny. Kolejna rzecz w nim, która jest urocza.
- Kim. –
odpowiadam, poprawiając komin.
- A w całości?
- Kimberly Olivia
Annabeth Crawford. – jego oczy mają rozmiary spodków.
- Chyba wolę Kim.
– Prawidłowo. – Jestem Jack.
- A w całości?
Śmiejemy się cicho.
- Jack Leo Richard
Brewer. – recytuje. – Ale może zostańmy przy Jack’u.
- Jasne.
Popatrzył się na mnie, a ja poczułam motylki
w brzuchu. Czy.. czy ja się zakochałam? Taak,
szeptał Aniołek na jednym ramieniu. No
coś ty, nie jesteś jego warta!, odparł Diabełek, na drugim ramieniu. Chyba
jednak uwierzę temu w czarnym wdzianku.
- Czyli masz dwóch
braci? – znów! Po raz kolejny przyłapałam się na tym, że gapię się na Jacka jak
wariatka i nic nie mówię.
Uśmiecham się, gotowa zacząć ten cały
monolog.
- Owszem. – chce
znów o coś zapytać, ale nie daje mu dojść do słowa. – Oraz trzyletnią siostrzyczkę
o imieniu Ann, a także starszego brata i siostrę, bliźniaków, Keely i
Sebastiana.
Widzę, jak robi wielkie oczy. Wszyscy tak
reagują. Ale, jak już mówiłam: Czy
rodzice pytali się mnie o zgodę, kiedy produkowali moje rodzeństwo? Oczywiście,
że nie!
- Ale ty jesteś
jedynakiem, tak?
- Wiesz.. tak,
jestem jedynakiem. – nagle nastaje dziwna cisza.
Wiecie, jedna z tych niezręcznych, które
następują po trzech sekundach i są nie do zniesienia.
♪ ♪ ♪
*24 grudnia, 12.00*
- Niech się pani nie martwi, wrócimy na czas! – Jack dosłownie wyciągnął
mnie na zewnątrz, zakładając mi czapkę na rozczochrane włosy.
Napierałam się piętami i chwytałam framugi, ale wtedy wziął mnie na ręce
i już nie miałam za dużo do gadania.
- Co to za chory pomysł, żeby
wyciągać mnie z łóżka o 12 w Wigilię! Muszę się wyspać, aby potem wytrzymać jak
najdłużej, oglądając Home Alone!
Szatyn jednak tylko się zaśmiał, otworzył drzwi od samochodu i posadził
mnie na siedzeniu pasażera z przodu. Sam obszedł auto dookoła i usiadł za
kierownicą.
- Pojedziemy tylko po kilka
prezentów, wstąpimy na kawę i będziemy jeszcze przed zmrokiem. – zapewnił mnie
chłopak, ale jakoś nie bardzo wierzyłam w jego słowa.
Po dwóch godzinach kupiliśmy prezenty, wypiliśmy kawę i nawet kupiła
sobie buty, jednak.. byliśmy uwięzieni w samochodzie, podczas śnieżycy wszechczasów.
Popatrzyłam na Brewera spod byka i miałam nieokiełznaną ochotę pokazać
mu środkowy palec, ale się powstrzymałam. Jestem dobrze wychowana, poza tym
dziś Wigilia. Nie wypada! Ale jeśli będziemy tu kwitnąć do Nowego Roku, mogę
zmienić zdanie.
Powoli zaczęło się już ściemniać, a my nie ruszyliśmy nawet o milimetr.
Napisałam do mamy, żeby nie czekali z kolacją Wigilijną i że, być może, nie
wrócę dziś na noc. Tylko tyle udało mi się napisać, bo zaraz potem padła mi
bateria w telefonie.
Śnieg padał coraz bardziej i już pogodziłam się z myślą, że spędzę tu
noc. Z Jack’iem. W aucie. Jednym aucie. Razem.
- Sorry. – wymamrotał chłopak,
zaciskając ręce na kierownicy.
- Spoko, przecież to nie twoja
wina. – odpowiadam, otulając się kurtką. – Nie mogłeś przewidzieć, że zacznie
tak strasznie padać i, że utkniemy tu w Wigilię.
- Tak, ale to ja cię zmusiłem,
żebyś ze mną pojechała. Mogłem sam tu utknąć!
- Nie, nie mogłeś.
Potem już się nie odzywamy. Rozkładam sobie fotel, a niedługo potem
zasypiam. Wtedy Jack już dawno śpi.
Kiedy budzę się w środku nocy, jest kompletnie cicho i ciemno. Spoglądam
na tarczę zegara na Ratuszu, która jest oświetlana przez samotną latarnię.
24.15
Szturcham Brewer’a w ramię, aby się obudził. Po kilku próbach osiągam
zadowalający rezultat.
- Kim..? – mówi rozespanym głosem.
- Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt.
Dodałam, zepsułam końcówkę totalnie. Ale co tam! Nie będę się rozpisywać, bo nie mam siły, ale chce Wam życzyć Wesołych Świąt, rodzinnej atmosfery i duużoo prezentów oraz Szczęśliwego Nowego Roku. Kocham Was!
~ Julia Holt.